Ścieżka myślowa "Upadku" to splot, wręcz skręt kilku wątków: rodziny i ojczyzny, dyktatury i tradycji, przemocy i manipulacji, rodzenia i zabijania. Wszystko podlane sosem seksu. Praktycznie - nie do rozplątania, jedynie do przecięcia, jak węzeł gordyjski. Albo pępowina.
Matka - mianowana wszechmatką narodu - "rodzi" symbole władzy, natychmiast umieszczone w gablocie ze świętościami: zamek, kościół, parlament, telewizor... Skretyniały mąż i ojciec narodu dostarcza - pokonując wiadome kłopoty - nasienia. Cały proces - od kretyna do dyktatora - aranżują generałowie. Niepełnoletni syn pilnie się wszystkiego uczy; to następca dyktatora. Nie ma co ze sobą zrobić wielokrotna niedoszła samobójczyni - synowa wdowa. I tylko stary pierrot stara się zrównoważyć całe zło, w jakie uplątane są tamte postaci.
Poza fizycznym otwarciem widowiska pierrot zostaje odesłany do widealnej formy przedstawienia. Ta forma skądinąd, niezmiennie fascynuje André Ochodlo (...) Połowa sensu rozgrywa się na ekranie , połowa na scenie. Ekran zastępuje niemożliwe dla sceny , np. pokazanie kopulacji w chlewie, obok spoczywających świń. Tak więc pierrot, przebłysk dobra w mroku zła, został odesłany do przestrzeni wirtualnej, uruchamianej na ekranie przez odpowiedni przycisk pilota w ręku. Z prawdziwym wzruszeniem rozpoznać można w jego wejściach dwie sekwencje z "Białych zwierząt" Jerzego Afanasjewa. I tam i tu pierrotem jest Ryszard Ronczewski.
Muzyka w teatrze, podobno, najlepsza jest wtedy, kiedy się jej nie słyszy. Coś takiego zdarzyło się w "Upadku". Jest, a "jakby jej nie było". Jest szalenie zróżnicowana, nawiązuje do różnych konwencji i tradycji. Gdy trzeba wychodzi na pierwszy plan, zagłusza gadaninę. Sama gadanina - tu już wchodzimy na ścieżkę aktorską - też jest niezmiernie zróżnicowana, nawiązuję do różnych konwencji i tradycji. Gdy trzeba wychodzi na plan, zagłusza gadaninę. Sama gadanina - tu już wchodzimy na ścieżkę aktorską - też jest niezmiernie zróżnicowana. Od krzyku po szept ledwie słyszalny i bełkot, bo taki właśnie miał popłynąć ze sceny. Tu poleciłbym uwadze, że sceniczny pilot działa nie tylko na odtwarzacz wideo, ale również na żywych aktorów. Zatrzymuje ich w bezruchu, przyśpiesza powodując bełkotaninę lub zezwala wypowiadać się zrozumiale. Ktoś musiał pierwszy wpaść na to, żeby scenę teatralną potraktować jak ekran telewizora, i okazał się nim André Hübner Ochodlo.
Nie dość słów dla wykonawców. Każdy z nich dostaje swoje "pięć minut" albo i pięćdziesiąt. Ewa Kasprzyk i Andrzej Pieczyński mają ich najwięcej i wykorzystują co do sekundy. Z bezwzględną talentowi konsekwencją. Ale nie ścigają się, kto lepszy. Tekst sztuki im to z resztą umożliwia. Może dlatego oboje są kongenialni.
(...) Nie szlachetne intencje autorki i nie triki techniczne inscenizatora jednak, lecz aktorstwo są solą tej sztuki. Tadeusz Skutnik, Dziennik Bałtycki
(...) Z każdą sceną nakręca się spirala szaleństwa wzmocniona w spektaklu Ochodlo projekcjami wideo, które nie są "uzupełniaczem", ale równie ważną częścią przedstawienia. Tam właśnie dzieją się rzeczy najstraszniejsze, choć nie są to zdjęcia archiwalne. Reżyser epatuje widza brutalnością, wyuzdanym prostactwem, okrucieństwem; światem nad którym zapanowały demony. Trudno to znieść, ale udaje mu się perfekcyjnie wytrącić widownię z poczucia bezpieczeństwa, jakie daje wygodny teatralny fotel. Absurd dotyka tak mocno, że Jovan celujący z broni w publiczność wydaje się niemal realny.
To spektakl, którego mocną stroną są aktorskie role: Andrzeja Pieczyńskiego (Żivko), Ewy Kasprzyk (Świetlana) i Rafała Mohra (Jovan). Widzowie czują się wręcz bombardowani ludowo - nowoczesną mieszanką muzyki Marka Czerniewicza i scenografią André Ochodlo: kolczastymi drutami, rzeźnickimi hakami, brudem. W wojennym szaleństwie małe państwo upada. Pozostaje nowe, ale nadal ogrodzone kolczastym drutem.
(...) Krytycy podkreślali, że jeszcze nikt nie napisał uczciwej sztuki o tym co się stało w Jugosławii, a autorka zastrzegała, że rzecz dzieje się w Serbii, "czyli nigdzie". To może zdarzyć się wszędzie - przestrzega Ochodlo. Beata Czechowska - Derkacz, Przegląd |