Hej Joe!
Muzyka, teksty i wykonanie – Jan Janga Tomaszewski (gitarzysta, który zadziwił Joe Bonamassę)
Rewelacyjny spektakl grany przez 4 lata w Teatrze Krystyny Jandy w Warszawie, który zapełnia Plac Konstytucji.
Skojarzenia z wybitnym amerykańskim gitarzystą, wokalistą i kompozytorem Jimim Hendrixem są jak najbardziej uprawnione, bowiem w tym spektaklu jego postać się pojawia jako kluczowa dla artystycznych inspiracji i w dużej mierze także życia głównego bohatera. Natomiast sztandarowy, jak się wydaje, przebój ("Hej Joe") nie tylko daje tytuł całości widowiska, ale także jest punktem kulminacyjnym opowiadanej i śpiewanej historii. Polski tekst, nie będący tłumaczeniem oryginału, a oryginalną opowiastką, napisał Jan Janga Tomaszewski, aktor związany na co dzień z warszawskim Teatrem Ateneum, którego miłośnicy sztandarowego serialu TVP2 mogą pamiętać jako Egona Rogalę, znajomego Lucjana Mostowiaka. On też napisał pozostałe teksty
i skomponował muzykę do utworów wykorzystanych w ... No właśnie, w czym? Trudno jest bowiem jednoznacznie zakwalifikować "Hej Joe!". Sam Jan Janga Tomaszewski określa to, co stworzył i prezentuje jako teatr gitarowo - rockandrollowo - abstrakcyjny. Ale godzinne przedstawienie z nim w roli głównej można też nazwać monodramem przeplatanym piosenkami, których obecność tutaj w dużej mierze jest usprawiedliwiona, bowiem jedną z pasji bohatera jest właśnie muzyka, a idolem wspomniany już wcześniej Jimi Hendrix.
Walory tego spektaklu - recitalu tkwią bowiem w czymś zgoła innym. Oto ze sceny słyszymy opowieść mężczyzny w średnim wieku doświadczonego przez byt i absolut (jakkolwiek by to słowo rozumieć). Mówi i śpiewa (trochę na rockową, trochę na bluesową nutę) o życiu w mało ekskluzywnej dzielnicy, męskiej przyjaźni i fantazji wzrastającej w miarę opróżniania kolejnych butelek absoluta. No i oczywiście o kobietach, wszak to one są najważniejsze w życiu mężczyzny. Można mieć przy tym niejakie wątpliwości, czy Zocha i Wioletta, pojawiające się w życiu praskiego Hendrixa rzeczywiście dają mu miłość, której jako wrażliwy człowiek, w dodatku z artystyczną duszą. Na pewno nie rozumieją jego pasji.
"Hej Joe!" Jana Jangi Tomaszewskiego choć pozbawiony jest chwytliwych fajerwerków czy ozdobników, to jednak przyciąga i wciąga widzów
A wszystko to za sprawą bardzo męskiego, chropowatego głosu Tomaszewskiego, jakby stworzonego dla śpiewania takiego repertuaru i świetnej aktorsko interpretacji autorskich tekstów monologów i piosenek. Należy też dodać, że aktor rewelacyjnie akompaniuje sobie na gitarze (jest samoukiem, jeśli chodzi o tę umiejętność)
Krzysztof Krzak
|